Jesienią
Rozpadał się deszcz. Jesienna szaruga
znów sprawia że noc bywa bardzo długa.
A liście zmoknięte chlapią nie szeleszczą,
wciąż słyszę jej słowa, uszy moje pieszczą.
Cóż z tego, że mokro a zimny wiatr wieje
gdy spacer na przyszłość rokuje nadzieję.
Zmokniętą podziwiam srebrną pajęczynę
i tulę do siebie pachnącą dziewczynę.
Choć mówi ja innych słów wcale nie słyszę,
wystarczy mi tamtych, by wypełnić ciszę.
A serce szalone chce z piersi wyskoczyć,
spoglądam w jej cudne pełne blasku oczy.
To gwiazdy w nich widzę, czy tylko latarnie?
Nieważne, póki serce do serca się garnie.
Czuję jak jej ciało przytulone drży
a w oczach – dlaczego? – zobaczyłem łzy.
Niestety, wyjeżdża hen w dalekie strony
- to o tym mówiła gdy ja zadurzony
słyszałem co mile w moich uszach brzmi.
Jej słowa przyszłości mej zamknęły drzwi.
Gdy dzisiaj wspominam w jesienne te dni
wracają dość często niespełnione sny.
A słowa brzmią nadal dając ukojenie
i łudząc, że kiedyś spełnię swe marzenie.